Odnośnik do publikacji naukowej
Nowe badanie ujawnia coś, co wielu „psiarzy” wolałoby przemilczeć: ludzie wcale nie rozpoznają dobrze emocji psów, nawet jeśli twierdzą, że „znają się na swoim pupilu”. To, co uznajemy za „radosnego pieska” czy „zestresowanego psiaka”, jest w rzeczywistości wynikiem manipulacji kontekstem — wystarczy zmienić podpis pod zdjęciem, wyraz twarzy człowieka obok psa lub sytuację, w jakiej nagrano wideo, a ludzie radykalnie zmieniają ocenę emocji zwierzęcia.
Najbardziej zaskakujące jest to, że właściciele psów nie wypadają wcale lepiej niż osoby bez psów — przeciwnie, są bardziej pewni siebie, ale równie często się mylą. To pokazuje, że „czytanie psich emocji” nie wynika z więzi, tylko z projekcji. Właściciele dosłownie dopisują psom ludzkie emocje, na które nie ma żadnych twardych dowodów.
Jeszcze gorzej: pozytywny kontekst (np. „kochany piesek”, „adoptowany aniołek”) sprawia, że ludzie ignorują oczywiste sygnały niepokoju lub pobudzenia. Taki pies w innym kadrze, bez opisu, mógłby być oceniony jako „napięty” lub nawet „agresywny”.
To prosta droga do niebezpiecznych sytuacji — kiedy emocje psa są źle odczytywane, a jego zachowanie bagatelizowane.
To wyjaśnia, dlaczego po wielu pogryzieniach słyszymy „nigdy wcześniej tego nie zrobił” — bo wcześniej wszyscy patrzyli na niego przez różowe okulary, karmieni narracją właściciela.
Wnioski są niepokojące:
„Znajomość swojego psa” to często mit, oparty na złudzeniach.
Ludzie oceniają emocje psa przez pryzmat sugestii i kontekstu, a nie obiektywnych sygnałów.
Psy są mniej „czytelne” niż się powszechnie zakłada, a ludzie mają tendencję do przypisywania im ludzkich emocji z automatu.
Z punktu widzenia zwykłego przechodnia oznacza to jedno:
Nie ufaj intuicji, nie ufaj zapewnieniom właściciela. Trzymaj dystans.
Z punktu widzenia właściciela psa:
Jeśli ignorujesz te wyniki i nadal wierzysz, że „ty swojego znasz najlepiej” — to robisz to na własną odpowiedzialność. I cudzym ryzykiem.